Amorosa i moja miłość do Working Equitation
Davida Oliveirę ukształtowało Working Equitation. Uważa, że jeśli ktoś mówi, że dobrze rozumie konie i jest dobrym jeźdźcem czy trenerem, to jest tak właśnie dzięki Working Equitation. Jego zdaniem, konkurencja ta to nie tylko wiele rozmaitych wyzwań, ale też doskonałe wyczucie konia, a ci, którzy przejdą przez Working Equitation, będą odczuwać dużo radości z jazdy i pracy z końmi. O wspaniałych wspomnieniach z dzieciństwa, relacji z końmi, a także ciężkiej pracy podczas treningów opowiada zawodnik David Oliveira w wywiadzie z Olgą Michalec-Chlebik.

Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie związane z końmi i jeździectwem?
Mój ojciec zawsze był związany z końmi. A ja, odkąd pamiętam, lubiłem zwierzęta i były one stale obecne w naszym życiu. Miałem rok, kiedy rodzice kupili farmę. To była goła ziemia, bez budynków. Tata miał wtedy tylko dwa konie. Z czasem na farmie pojawiły się kolejne, a także inne zwierzęta. Pamiętam, że jak patrzyłem na pracę ojca z końmi, nic z tego nie rozumiałem. Pierwsze wspomnienia są z czasu, kiedy miałem 3-4 lata. Byłem zafascynowany tym, co robił ojciec. Ale na początku trochę bałem się koni. Kiedy miałem pięć lat, tata pierwszy raz posadził mnie na końskim grzbiecie, jednak wtedy w ogóle mnie to nie zainteresowało, nie czułem tego. Życie na farmie – owszem. Ale sama jazda konna zupełnie nie. Moje zainteresowania poszły w kierunku piłki nożnej, jak większości portugalskich chłopaków. Pokochałem też samochody i karting. Od małego uwielbiałem prędkość. Lubię być aktywny. Zacząłem grać w małym klubie piłkarskim. Z czasem, gdy okazało się, że jestem w tym dobry, przeszedłem do poważniejszego klubu – Benfica w Lizbonie. W tym czasie tata rozbudował farmę, pojawiło się więcej koni, nowi jeźdźcy, uczniowie mojego ojca. Stanęła kryta arena, pojawili się klienci z końmi, dzieci na naukę jazdy. Spędzałem z nimi dużo czasu na farmie, ale nie jeżdżąc konno. Bawiliśmy się, graliśmy w piłkę.

Aż pewnego dnia…
Podczas urodzin jednego z kolegów u nas na farmie wszystkie dzieciaki jeździły konno i bawiły się z końmi cały dzień, grały w piłkę na koniach, ścigały się, robiły mnóstwo świetnych rzeczy, a ja byłem poza tym… bo nie jeździłem konno. Czekałem cały dzień. Nikt nie miał czasu na inne zabawy ze mną, bo mieli konie. A ja stałem i patrzyłem. Wtedy poszedłem do ojca i powiedziałem, że chcę jeździć konno. Zdziwił się, ale wsadził mnie na konia – i wtedy poczułem to coś. Jeszcze nie na sto procent, lecz tym razem poczułem coś wyjątkowego. Byłem w tym czasie bardzo mocnym zawodnikiem piłkarskim, szybko też okazało się, że mam predyspozycje do jazdy konnej, więc jeździłem coraz więcej. Musiałem wybrać, więc wybrałem konie. Ojciec, widząc mój potencjał, pchał mnie mocno do przodu, robiłem bardzo szybkie postępy i gdy miałem 11 lat, wystartowałem w pierwszych zawodach. Z sukcesem. I wtedy zatraciłem się dla tego sportu.
>> CAŁY ARTUKUŁ