Stawiamy na zdrowy progres
Szerzenie dobrych praktyk w żywieniu koni, a także dostarczanie najlepszych produktów, zapewniających odpowiednią ilość składników odżywczych i energii, to główne cele, które stawiają przed sobą przedstawiciele firmy OptiFeed. Jak to robić efektywnie i nieustannie się rozwijać, opowiada w rozmowie z Barbarą Krawczyk Paulina Cytrycka, założycielka OptiFeed żywienie koni.
Państwa firma istnieje na polskim rynku już 14 lat. W ofercie znajdują się głównie pasza i suplementy dla koni. Często podkreślacie, że w swoich działaniach jesteście bardzo konsekwentni i ciągle stawiacie na rozwój. Jak definiujecie ten progres?
Każdy, kto prowadzi biznes, ma określoną strategię i kryteria, według których weryfikuje efekty swojej pracy. Dla nas pod pojęciem „progres” mieści się rozwój na równi całej firmy i koni, które obsługujemy.
Kiedy w 2010 r. zaczynałam misję zawodową profesjonalnego doradcy żywienia koni, ludzie w Polsce nie słyszeli jeszcze o rozwiązaniach, które obecnie są oczywiste. Przykładowo nie było jeszcze mowy o paszach niskocukrowych, o tym, że mogą one pomagać w uzyskaniu lepszego komfortu koniom pobudliwym czy gastrycznym. Ludzie dziwili się, patrząc na pierwsze sieczki, które wprowadzałam do Polski, bo „przecież konie mają siano”. Nie zwracało się uwagi na to, ile konie rzeczywiście ważą i jaki ma to związek ze strategią żywienia czy kondycją. Inny był też budżet tzw. koniarzy. Mając produkty z najwyższej półki, musieliśmy odnaleźć się w realiach, gdzie „cena worka” była kryterium nr 1. Teraz po latach, choć jakość i działanie produktów nadal znacząco się różnią, ceny się wyrównały.
To, z czego jesteśmy bardzo dumni, to nasza konsekwencja i związany z nią progres. W tym momencie przez wielu jesteśmy postrzegani jako wiodąca firma żywieniowa dla koni na rynku. Zaczynaliśmy jednak od zera, a nawet od minusa. Stan „pod kreską” pojawił się wtedy, gdy zaraz po studiach (zootechnika ze specjalizacją w produkcji pasz i żywieniu zwierząt) rozpoczęłam działalność gospodarczą i dwuletnią współpracę kontraktową z niemieckim producentem. Etyka biznesowa w tamtym układzie skutecznie zniechęciła mnie do kontynuowania pracy. Zainwestowałam swój czas i pieniądze, a niestety początek przedsięwzięcia przeszedł do historii jako wielkie rozczarowanie.
Jak wyszła Pani z tego przysłowiowego dołka?
Trudno było dźwignąć się bez pieniędzy i tzw. nazwiska. Dorobek rodziców – trenerów w postaci medali mistrzostw Europy i świata zdobytych zagranicą i w innej dyscyplinie sportowej nigdy mi nie pomógł. Po biznesowym fiasku rodzina dała mi taką dyscyplinę finansową, że gdyby nie konie (choroba nieuleczalna), odpuściłabym. W tym, żeby nie porzucać marzeń, pomagał mi zawsze mój mąż. On jest obecnie bardzo ważnym filarem naszej firmy i prezesem spółki. Wtedy pomógł mi też mój śp. trener i przyjaciel, Marek Małecki, olimpijczyk, który powtarzał: „Paulinka, wyciągnij lekcję i już nie patrz za siebie”.
Więcej TUTAJ