20-lecie pucharowych zawodów WKKW w Strzegomiu

24.07.2023 12:00:00

Podziel się

W tym roku mija 20 lat od rozegrania w Strzegomiu pierwszych zawodów we Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego (WKKW), zaliczanych do Pucharu Świata, a obecnie do Pucharu Narodów. O narodzinach pomysłu organizacji tego prestiżowego cyklu, dokonaniach i planach opowiada Marcin Konarski, dyrektor zawodów Strzegom Horse Trials oraz wiceprezes LKS Stragona Strzegom, który jest organizatorem tej jeździeckiej imprezy, w wywiadzie z Ewą Pogodzińska z PZJ.

Jak rozpoczęła się historia Strzegom Horse Trials?

Przygodę z cyklem zawodów WKKW rozpoczęliśmy 23 lata temu od organizacji w Strzegomiu krajowych zawodów WKKW o nazwie Grand Prix Polski. W trakcie ich trzeciej edycji w 2002 r. Marek Rozwadowski, właściciel firmy Rotanes, jeden ze sponsorów rozgrywek, wpadł na pomysł, aby w przyszłości zorganizować na hipodromie w Morawie imprezę na skalę światową. Początkowo ten pomysł wydał mi się kompletnie nierealny ze względu na duży budżet takiego przedsięwzięcia. Marek po usłyszeniu wysokiej kwoty zniknął na dwa miesiące, po czym wrócił z informacją, że zebrał połowę budżetu dla przyszłych zawodów. To zdopingowało mnie do organizacji drugiej połowy i dopięcia budżetu imprezy. W 2002 r. zgłosiliśmy nasze zawody do cyklu Pucharu Świata, który wówczas zaczynał swoją historię. Pierwsze zawody pucharowe odbyły się już w sierpniu 2003 r.

 

I jak wyglądały przygotowania do pierwszej edycji?

Pokazać, że te zawody będą dobrze przygotowane i bezpieczne, było wyzwaniem. Zadanie ułatwiał jednak fakt, że wówczas byłem jeszcze czynnym zawodnikiem WKKW. Z częścią zawodników znałem się, miałem stały, bezpośredni kontakt osobisty. To nie było tak, że całkiem nieznana osoba wzięła się za organizację zawodów. Same przygotowania nie były też proste. Stąpałem po mało znanym mi wtedy gruncie organizacji zawodów międzynarodowych, a wiele osób wręcz nie dowierzało, że to poważny projekt. Należy też dodać, że w tamtych czasach wiele rzeczy wyglądało inaczej, np. nie było internetowych platform do zgłoszeń. Wszelkie zapisy do zawodów przychodziły faksem. Bezbłędne przepisanie belgijskich czy holenderskich nazw koni było nie lada wyczynem.

Więcej TUTAJ