Cudów nie ma, ale magnetoterapia naprawdę działa!

Podziel się

Maria Heydel, choć formalnie pełni funkcję dyrektora ds. weterynarii w firmie BiomagVET, to z wykształcenia jest biotechnologiem z zamiłowaniem do fizyki. Z końmi związana jest od dzieciństwa. Kilka lat temu postanowiła oba te obszary połączyć zawodowo i jak sama mówi – być może to praca, którą będzie się parać do końca życia. Spotykamy się – mimo niezbyt przychylnych okoliczności pandemicznych – w jej domu. No bo jak rozmawiać o sprzęcie do magnetoterapii bez obejrzenia aplikatorów do zabiegu i zrozumieć zalety tych zabiegów?

Rozmawiała: Agnieszka Markiewicz

AM: Jak to się stało, że trafiła Pani do punktu zawodowego, w którym jest teraz i że robi Pani to, co lubi Pani robić?

Maria Heydel: Konie były zawsze gdzieś w tle. Pracowałam m.in. w Centrum Hippiki w Jaszkowie. Magnoterapia przyszła do mnie sama. Koleżanka zajmująca się tematami prozdrowotnymi otwierała gabinet rehabilitacyjny z magnetoterapią i zaprosiła mnie do współpracy. Biznes się rozrastał, producent sprzętu rehabilitacyjny robił sprzęt dla zwierząt. Dostałam sprzęt do testów, żeby wiedzieć, z czym mam do czynienia. Pojechałam do Jaszkowa z tą aparaturą. Antek powiedział: „Rób, co chcesz, ufam Ci, masz tyle koni, ile chcesz, próbuj”. I tak zaczęłam robić zabiegi. To było moje pole doświadczalne. Aż przyszedł moment, w którym jeźdźcy zaczęli mi mówić: „Słuchaj, no to naprawdę działa”.

AM: Rehabilitacja wśród zwierząt staje się teraz normą.

MH: Firma BiomagVET jest firmą z doświadczeniem. Rozkręciłam biznes, jeżdżąc po stajniach, robiąc zabiegi, później znaleźli się chętni także na kupno takiego wyposażenia do samodzielnego użytku. Nie sprzedaję tego jednorazowym show, tylko tu potrzebne są wdrożenia, edukacja, szkolenia. Więc przyszedł moment by pokazać BiomagVET na CAVALIADZIE w Poznaniu w 2015 r.

AM: Dlaczego akurat magnetoterapia?

MH: Bo jest nieagresywna, nieinwazyjna dla konia. Mogą ją wykonywać osoby bez kwalifikacji fizjoterapeutycznych, jak luzak, jeździec, choć oczywiście profesjonaliście też często wykorzystują maty magnetoterapeutyczne BiomagVET w swojej codziennej pracy. Nasze aplikatory można także stosować na małych zwierzętach jak psy czy koty, a tych wiadomo – w stajni nigdy nie brakuje.

AM: Rosnąca świadomość dbałości o zakres ruchu konia to jedno, ale czy nabywcy Pani aplikatorów nie boją się samodzielnie wykonywać tych zabiegów?

MH: Za decyzją o zakupie sprzętu do magnetoterapii idzie wdrożenie i szkolenie nowych użytkowników. Jest też forma opieki nad klientami – konsultujemy się online czy telefonicznie. To jest ciągła współpraca. Urządzenie działa do 20 cm w głąb tkanek, więc nierzadko obecność weterynarza czy fizjoterapeuty jest wręcz wskazana. Jego skuteczność bierze się właśnie z mnogości programów, których możemy użyć w zależności od sytuacji.

AM: Przyjrzyjmy się chwilę samym aplikatorom i urządzeniu. Mamy programy do różnych celów: od głębokiego masażu i relaksacji mięśni po wspieranie np. w gojeniu ran. Skąd takie spektrum możliwości w aparaturze BiomagVET?

MH: Samo urządzenie nie jest skomplikowane w użyciu, sterowanie oprogramowaniem odbywa się z pozycji aplikacji telefonu. Mamy 14 gotowych programów, choć zdarzają się także ustawienia indywidualne. Magnetoterapia, którą się zajmuję, to magnetoterapia zmiennym polem magnetycznym niskich częstotliwości. Często mylona z polem stałym albo z magnetostymulacją. W naszych zabiegach istotne jest to, że zmienne pole magnetyczne niskich częstotliwości daje możliwość głębokiej ingerencji, ale delikatnej – na poziomie między 1-2 Hz do 80 Hz. Programy ustalone przez producenta nie przekraczają tej granicy 80 Hz i taka miara na 90% dolegliwości czy kontuzji jest w zupełności skuteczna. W działaniu głęboko rozluźniającym, mijorelaksacyjnym wykorzystujemy zakres fal 2–10 Hz i tu przeważają fale o kształcie sinusoidy i prostokąt. Na wyższych częstotliwościach działamy już przeciwzapalnie (15-25 Hz) – poszerzamy naczynia kapilarne – dotleniając tym samym krew. I tu jest mniej fal sinusoidalnych, a więcej o kształcie trójkąta i igieł. A na najwyższych obrotach, powyżej 25-30 Hz, to już procesy wpływające na gojenie ran. Jeszcze wyższe zakresy częstotliwości powodują wspieranie zrostu kości, wpływają dobrze na odtwarzanie struktur czy uszkodzenia tkanek kostnych. Są też programy specjalistyczne: na kolkę, na wspieranie opróżniania, na poprawę perystaltyki jelit u małych zwierząt, regenerację pooperacyjną. Magnetoterapia jest świetnym wsparciem przy farmakoterapii

AM: Kiedy mamy przeciwwskazania do magnetoterapii?

MH: Przy ciąży, przy epilepsji, gorączce konia. Kiedy w jego organizmie zauważamy symptomy jakiegoś stanu zapalnego. Bóle nieznanego pochodzenia należy wyeliminować. Przy kontuzji mechanicznej, nim zdiagnozujemy źródło bólu. Zakres działań sprzętu jest ten sam – obojętnie czy będziemy mówić o koniu sportowym czy rekreacyjnym – wszystko jest kwestią dopasowania do potrzeb zwierzęcia. Konie sportowe poddajemy jednak częściej tym zabiegom. Koniowi w dobrostanie wystarczą 2–3 zabiegi tygodniowo.

AM: To już niemalże rutyna.

MH: Przy zawodach sprzęt możemy zabrać, rozluźniając konia w trakcie zawodów nawet dwukrotnie w ciągu dnia. Mamy różne programy: rozluźniające, poprawiające dotlenienie organizmu, wsparcie przy opuchliźnie. Regulujemy czas trwania zabiegu czy częstotliwość fali. Większość ustawień jest fabrycznych. Magnetoterapia nie zadziała jak magiczna różdżka na wszystkie zwierzęta. Jeśli przez lata coś zaniedbano w ciele konia, to nawet seria zabiegów jej nie wyleczy. Być może przywróci zwierzęciu komfort funkcjonowania, ale na pewno nie zlikwiduje źródła bólu. Cudów nie ma.

AM: Czy to jest sprzęt, w który wyposażają się wyłącznie stajnie profesjonalne?

MH: Nie, także klienci indywidualni, ja bardzo szeroko udostępniam ten sprzęt. Bywa że wypożyczam także ten sprzęt, by obsłużyć kilka koni w ciągu tygodnia czy dwóch. Potencjał rynku jest duży – to nie tylko konie, to także gabinety weterynaryjne dla małych zwierząt. Właściciele zwierząt chcą, pytają nas, czy dokonamy takich zabiegów. Aparatura jest taka, że zabiegu da się dokonać przy udziale właściciela, bez udziału lekarza. Wypożyczenie zestawu kosztuje 70 zł za dzień. To nie jest wydumana kwota za dzień.

AM: Po czym poznać zadowolone zwierzę po magnetoterapii?

MH: Człowiek nam powie, koń niestety nie J ale myślę sobie, że to, że koń nam usypia w trakcie, opuszcza głowę w geście odprężenia, może rzuć karmę, może ziewać – może świadczyć o tym, że zabieg na niego dobrze działa. W trakcie zabiegu możemy ze spokojem karmić konie.

AM: Najtrudniejszy przypadek, który się Pani udało wyprowadzić dzięki magnetoterapii?

MH: We Wrocławiu w jednej z klinik ratowałyśmy z koleżanką cennego konia wyścigowego. Dostał ostrej kolki. Rozluźniając aplikatorami na brzuchu zabieg 30 min, potem 30 min chodu i kilka takich sekwencji sprawiło, że koń zaczął się normalnie wypróżniać. Aplikatorami możemy obsłużyć różne obszary ciała konia – nie tylko grzbiet. Mamy aplikator na mięśnie mostka, mięśnie brzucha. Aplikatory nożne możemy użyć na potylicę.