Dla dobra koni
14.07.2023 12:00:00
Dr Sue Dyson – lekarka weterynarii, która do 40. roku życia czynnie startowała na wysokim poziomie w konkurencji skoków przez przeszkody i WKKW, w rozmowie z Kariną Czechowicz opowiada o słuchaniu potrzeb koni, dbaniu o dialog pomiędzy weterynarzami a jeźdźcami, o tym jak ważne jest, aby siodła były dopasowywane nie tylko do konia, ale też do jeźdźca, a także o tym dlaczego czasem warto zakwestionować zdanie profesjonalisty.
Przeglądając różne artykuły na Pani temat, dało się zauważyć, że najczęściej powtarzającym się hasłem było podniesienie poziomu opieki nad końmi i zapewnienie im jak największego dobrostanu. Czy można w takim razie powiedzieć, że jest to Pani życiowa misja?
Tak, bez wątpienia. W ogóle idea bycia weterynarzem i kimś, kto troszczy się o konie, polega na jak najlepszym działaniu dla ich dobra. A to oznacza, że nie zawsze możemy osiągnąć wszystko, czego oczekuje właściciel. Właściciele chcieliby, aby po wizycie u weterynarza ich konie były zdolne do realizacji wszystkiego, co dla nich zaplanowali. Czasami możemy to osiągnąć, ale czasami nie. Ważne jest, abyśmy umieli prawidłowo przekazać informacje, że ich oczekiwania są – lub nie są – realistyczne, uwzględniając dobro samego konia oraz to, że jesteśmy w stanie pomóc koniowi, ale właściciel będzie musiał obniżyć swoje oczekiwania wobec niego.
Bardzo ciekawe jest dla mnie to, że była Pani czynną zawodniczką konkurencji skoków przez przeszkody i WKKW, jednocześnie będąc weterynarzem. Jak łączyła Pani te obowiązki i kiedy zdecydowała Pani skupić się na weterynarii?
Łączyłam te dwa obszary przez długi czas. Miałam najlepsze konie kiedy już byłam weterynarzem, i kontynuowałam aktywną rywalizację sportową, dopóki nie skończyłam czterdziestki. Do tego czasu łączyłam zarówno praktykę weterynaryjną, jak i sportowe szkolenie koni. Powody, dla których przestałam działać w obu obszarach, były prawdopodobnie dwa. Po pierwsze, wyszłam za mąż i trudno było połączyć życie małżeńskie z zajmowaniem się końmi i pracą w pełnym wymiarze godzin. Po drugie, mój bardzo dobry koń okulał i jak na ironię, nie mogłam mu pomóc. W tym okresie też wychodzenie z domu zimą o piątej rano, gdy jest jeszcze ciemno, oraz jazda po zapadnięciu zmroku straciły dla mnie nieco z atrakcyjności.
Więcej TUTAJ