Trendy w podkuwnictwie
Nie ma chyba dziedziny życia w obecnym świecie, która nie ulegałaby modom i trendom. Ten kierunek nie omija również podkuwania koni. Na początku boimy się nowości – wydają nam się dziwne, egzotyczne. Brakuje nam odwagi, by ich spróbować. Bezpieczniej jest trzymać się znanych dróg, które na pewno działają. Z czasem jednak przekonujemy się do innowacji, również w podkuwnictwie.
Kilkanaście lat temu jeździectwo w Polsce było zdecydowanie mniej rozwinięte niż obecnie – było mniej koni, wiedza podkuwaczy i lekarzy weterynarii była na zupełnie innym poziomie, co wynikało z braku odpowiednich narzędzi diagnostycznych, a wymagania rynku były o wiele mniejsze, konie pracujące były podkuwane tak samo jak dzisiaj. Niektóre na przód, niektóre na cztery nogi, a część była werkowana.
Historie z czasów słusznie minionych
Dawniej, gdy pojawiał się jakikolwiek problem z kulawizną, w większości przypadków padało hasło „na okrągło” – czyli zakładano podkowę, w której ramiona były połączone kawałkiem starej podkowy i zespawane. Rozwiązanie to zwiększało podparcie w tylnej części kopyta, co ograniczało zapadanie się piętki w podłożu, a co się z tym wiąże, powodowało zmniejszenie obciążenia na trzeszczkę kopytową i ścięgna mięśnia zginacza głębokiego palca oraz ogólne zmniejszenia obciążenie aparatu zawieszającego trzeszczkę kopytową.
W bardziej beznadziejnych przypadkach stosowane były podkowy odwrócone, czyli o zwartych ramionach, ale bez podkowy na czubku między pierwszymi gwoździami. Podkowa ta pomagała na to samo co podkowa zwarta, ale umożliwiała koniowi jeszcze szybsze oderwanie kopyta od podłoża, a podkuwaczowi jeszcze mocniejsze skrócenie pazura. To zaś realnie zmieniało proporcje w kopycie, poprawiało oś kopytowo-pęcinową i redukowało problemy wynikające ze złego ustawienia osi palca.
Później pojawiły się podkowy NBS, czyli Natural Balans System. To była prawdziwa sensacja! Liczne szkolenia w Europie i na świecie spowodowały, że podkowa ta była bardzo często stosowana, w zasadzie na każdą dolegliwość. W branży zaczął krążyć dowcip, że ta podkowa jest dobra nawet jak grzywa nie rośnie albo klacz nie chce zajść w ciążę. Koncepcja podkuwania na podkowy NBS opierała się na tym, że podkuwacz dzięki tej podkowie mógł optymalnie dopasować podkucie do naturalnego ustawienia kości kopytowej, a szersza część z przodu lepiej zabezpieczała podeszwę niż klasyczna podkowa. W efekcie stało się tak, że wiele koni chodziło na nich zdecydowanie lepiej, co więcej – wiele z nich wyszło z kontuzji, mając na kopytach właśnie te podkowy. Jednak z drugiej strony dla wielu koni nie było to korzystne rozwiązanie, ponieważ po zastosowaniu tego rodzaju podków ściany kopyta bardzo często się rozpadały (podkowa ta miała liczne błędy w swojej budowie). Obecnie – poza Internetem – po NBS-ach nie ma ani śladu.
CAŁOŚC >>