Trener z ekranu
Żyjemy w ciekawych czasach. Z jednej strony każdą informację możemy wyszukać w sieci w mgnieniu oka, z drugiej nie potrafimy odróżnić prawdziwych informacji od nieprawdziwych lub przeinaczonych danych, nie mówiąc już o odnalezieniu naprawdę wartościowych treści.
Każdego dnia generowane są ich tysiące, w każdej możliwej dziedzinie, również w jeździectwie. Z każdej strony zalewają nas coraz nowsi internetowi specjaliści. Jak odróżnić tych prawdziwych od samozwańczych ekspertów?
„A za moich czasów…”. Za moich czasów autorytety były żywe – trenerzy stali obok nas na placach i halach, poświęcali swój czas nam i naszym koniom. Jednocześnie mogliśmy obserwować ich w pracy z końmi z bliska i samemu ocenić, co z ich metod działa oraz czy aby na pewno jesteśmy do nich (metod) przekonani. Słuchaliśmy z pokorą nowicjusza, nawet gdy jeździliśmy już kilka ładnych lat. Niewielu z nas myślało, że umie jeździć i coś naprawdę o koniach wie, nieważne, ile czasu spędziliśmy w siodle. Nawet trenerzy byli skromniejsi i częściej przypominali, że są tylko ludźmi.
CAŁOŚĆ >>>