Cavallia – osiedle z kawaleryjskim koniem w tle

31.01.2024 12:00:00

Podziel się

Na terenie dawnych koszar kawaleryjskich, w centrum Poznania – między ulicami Matejki, Grunwaldzką i Ułańską – powstaje nowoczesne, wielofunkcyjne osiedle Cavallia. O kawaleryjskich koniach, dziedzictwie i planach dwóch belgijskich deweloperów rozmawiają Michał Andrzejak, Ułan Poznański i Agnieszka Jaworska, dyrektor marketingu i sprzedaży Revive Poland.

Agnieszka: Tym razem będzie o koniach.

Michał: Myślałem, że o mieszkaniach (śmiech).

Agnieszka: Ty w ogóle lubisz deweloperów?

Michał: Zasadniczo? Nie lubię deweloperskiego cwaniactwa, np. gdy ktoś w środku miasta kupuje za milion złotych 10 ha zabytku i mówi, że będzie rewitalizował obiekt forteczny, a później okazuje się, że zabytkowa przestrzeń ma być zabudowana apartamentowcami. I to wszystko na terenie objętym ochroną „Natura 2000”! Nie może być zgody na nieodwracalne zniszczenie przestrzeni próbami wmówienia, że to „otulina”, a nie zabytek. Nie mówię o Waszym projekcie. Ten teren jest o połowę mniejszy i zamierzacie rewitalizować historyczne budynki, ratujecie każde drzewo. To zupełnie inna sytuacja.

Agnieszka: Zacznijmy od genezy, kto z kim się poznał?

Michał: Ja Cię szukałem. Jak tylko się dowiedziałem, że zespół koszarowy – nasz ułański – został kupiony, to zacząłem szukać, przez kogo – bo jestem z tych, co sprawdzają, z kim mają do czynienia. Najpierw trafiłem na inicjatywę Koszary Kultury, a następnie poznałem Ciebie.

Agnieszka: Jesteśmy już po istotnym rozdziale współpracy pod nazwą „Historia warta Poznania”. Spodziewałeś się, że skala naszej współpracy będzie tak duża?

Michał: Robiłem wszystko, żeby do inwestora zagranicznego trafiła informacja nie tylko o tym, jakie to są budynki i co ta przestrzeń oznacza dla miasta, ale też jaki tam jest ładunek emocjonalny. Od murów ważniejsze są historie ludzi, którzy tam spędzali swoją młodość. Mówimy o młodych chłopakach, którzy albo zostali powołani do wojska, albo wybrali sobie ten zawód – kawalerzysty.

Agnieszka: Ten teren był domem dla wielu kawalerzystów, ale także ich wiernych kompanów – koni. Wiem od Ciebie, że w czasach świetności koszar stacjonowało tu ponad 700 koni.

Michał: Tak było, ale gdy w 1939 r. konie wyszły z tego terenu, to już nigdy nie wróciły. Po wojnie, przez liczne zniszczenia, brakowało mieszkań, dlatego wojsko bardzo szybko oddało budynki od ul. Grunwaldzkiej na rzecz własności komunalnej. Większości z nich już nie ma, ale niegdyś były pełne życia.

Agnieszka: Jak ważny był koń dla kawalerzysty?

Michał: Kawalerzysta bez konia nie był kawalerzystą. Cheval (fran.) – koń, stąd pojęcie „kawaler”, czyli mężczyzna jadący na koniu! Dziś można porównać to z mężczyzną, który jedzie przez miasto swoim sportowym samochodem. To nie były ciężkie konie robocze, ciągnące pług. To był facet na koniu z rzędem. Panisko! Bez konia nie było kawalerzysty. Najgorsze, co mogło spotkać najpierw rycerza, a w późniejszych wiekach kawalerzystę, to strata konia, bo wtedy zostawał bez roboty. Koń to był przyjaciel, ale także żołnierz. Miał swoją rację żywnościową i swoje miejsce w stajni. Więcej tutaj